Recenzja gry Commandos: Origins - Powrót legendy czy tylko nostalgiczny miraż?

Platformy: PC, PS5, Xbox Series X/S
Deweloper: Claymore Game Studios
Wydawca: Kalypso Media
Gatunek: Strategia taktyczna
Data premiery: Kwiecień 9, 2025r
Commandos: Origins to długo oczekiwany powrót do kultowej serii, która ponad dwie dekady temu zrewolucjonizowała gatunek taktycznych gier strategicznych. Studio Claymore Game Studios podjęło się ambitnego zadania – przywrócić do życia ducha klasycznych Commandosów, jednocześnie unowocześniając formułę dla współczesnego gracza.
Czy operacja zakończyła się sukcesem, czy może nostalgia jest tu głównym atutem? No cóż... odpowiedź nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać.
Fabuła i klimat – II wojna światowa w nowym-starym wydaniu
Akcja gry ponownie przenosi nas w realia II wojny światowej, oferując graczom dowodzenie elitarnym oddziałem komandosów, wysyłanych na najbardziej niebezpieczne misje na tyłach wroga.
Pod względem narracji Commandos: Origins nie odkrywa Ameryki na nowo – dostajemy klasyczną, lekko patetyczną historię wojennego bohaterstwa. Scenariusz pełni tu raczej funkcję tła niż głównej osi gry, ale dobrze wpisuje się w nostalgiczny klimat serii.

Rozgrywka – Klasyczna formuła w nowoczesnej formie z istotnym mankamentem
Mechanika gry pozostaje wierna oryginałowi – kierujemy ekipą znanych i lubianych specjalistów: Zielonym Beretem, Snajperem, Saperem i resztą starej gwardii. Każdy z nich ma swój wachlarz zdolności, a ich współpraca jest kluczem do przetrwania. Brzmi znajomo? I bardzo dobrze, bo Origins wyraźnie stawia na sentyment, wracając do korzeni serii.
Twórcy postawili na sprawdzony układ: izometryczna kamera, skradanie się w cieniu, planowanie akcji co do sekundy. Nowością jest system "synchronizacji działań", który pozwala rozrysować cały atak z wyprzedzeniem i odpalić go jednym kliknięciem. Brzmi jak cheat? Na papierze tak, ale w praktyce ratuje skórę w najbardziej napiętych momentach.
Jest też tryb kooperacji — idealny, by wciągnąć znajomego do wspólnego przeklinania nieudanych manewrów. Bo uwierzcie mi, tutaj pomyłka boli tak samo jak dwadzieścia lat temu.
Misje odbywają się zróżnicowanych biomach: a to na pustynnych terenach, a to w dżungli, a to na zimowych pustkowiach. Na pierwszy rzut oka: bajka. Ale czy w tej bajce nie zabrakło odrobiny magii?
O ile pod względem wizualnej różnorodności nie ma na co narzekać, to niestety gorzej wypada sam projekt lokacji. W sporej części zadań można wyczuć korytarzowy design z jedną optymalną ścieżką, co przekłada się na ograniczoną ilość swobody w podejściu do celów. Sprawia to, że gra jest do przejścia na raz, zniechęcając do kreatywnego wykorzystania środowiska.
Nadal mamy do czynienia z taktyką, która wymaga cierpliwości, skrupulatnego planowania oraz wielokrotnego powtarzania misji, ale struktura misji nie pozwala na taką ilość swobody i improwizacji jak chociażby w grach Mimimi Games (Shadow Tactics: Blades of the Shogun czy Desperados III).

Zawartość i poziom trudności – Wymagająca taktyczna zagadka na długie godziny
Tytuł oferuje 14 misji, których zaliczenie wraz z wszystkimi celami dodatkowymi powinno zająć od 30 do 40 godzin zabawy. Dużo, mało? Pewnie co gracz to opinia - Dla mnie w sam raz.
Gra nie rozpieszcza, co zadowoli weteranów gatunku. Wysoki poziom trudności przypomina pierwsze odsłony serii, wymagając od graczy dużej cierpliwości, przemyślenia każdej akcji i szybkiego reagowania na błędy. To jednocześnie zaleta i wada – czasami nieuniknione jest wielokrotne restartowanie misji, co może prowadzić do frustracji mniej cierpliwych graczy.
Realizacja techniczna – Solidnie, choć z kilkoma niedociągnięciami
Pod względem technicznym gra prezentuje się poprawnie. Grafika jest estetyczna i miła dla oka. Mimo nowoczesnej oprawy, Origins stara się wyglądać... staroświecko. I to działa. Czujesz się, jakbyś wrócił do ulubionej książki z dzieciństwa – tylko tym razem strony są świeżo wydrukowane w 4K i dalej czuć zapach atramentu z drukarki.
Niestety podobnej uwagi nie przyłożono do animacji postaci. Wyglądają strasznie sztywno i ślamazarnie - dosłownie jak z gry z 2005 roku.
Muzyka? Jest. Dyskretna, budująca napięcie, ale bez motywów, które zapamiętałbyś po wyłączeniu gry.
Czy warto?
Commandos: Origins to udany powrót do klasyki, który zadowoli fanów serii i miłośników taktycznych wyzwań. Choć gra nie nie stara się wymyślać koła na nowo, oferuje satysfakcjonującą rozgrywkę i wiernie oddaje ducha pierwowzoru. Fanów oryginalnych Commandosów czeka nostalgiczna podróż w przeszłość, podlana nowoczesnym sosem.
Jednakże dość liniowa rozgrywka, drobne problemy z animacjami i wymagający poziom trudności mogą zniechęcić dużą część graczy. To solidny powrót kultowej marki, choć daleki od ideału – produkcja zdecydowanie dla tych, którzy tęsknią za dawnymi czasami.
Ocena: 7/10
+Plusy: Pozycja obowiązkowa dla fanów serii - to starzy, dobrzy Commandosi z wymagającym, ale wynagradzającym gameplay'em; przyjemna, lekko kreskówkowa oprawa
-Minusy: Liniowe zaprojektowane większości lokacji, które ogranicza swobodę; mimo nowego silnika (Unreal Engine 5), tu i ówdzie potrafią wyskoczyć bugi: od dziwacznego zachowania postaci po drobne problemy z kolizją obiektów; przestarzałe animacje
Recenzja powstała na PC.
Grę można zakupić tutaj.
Egzemplarz do testów otrzymaliśmy nieodpłatnie, dzięki uprzejmości firmy Keymailer oraz Kalypso Media.